.

Image Map

niedziela, 27 listopada 2011

Dziękujemy za wsparcie i ciepłe słowa!

Kochani komentujący tu czy na facebooku, czy na naszejklasie, czy gdziekolwiek indziej wielkie DZIĘKUJE w Waszą stronę. 
Każdy komentarz jest dla nas bardzo cenny i ważny. Każde ciepłe słówko podnosi mnie na duchu w tych chwilach trudu i walki. Nie zawsze jest tak kolorowo jak opisuje na blogu. Jest wiele cudownych chwil w których unoszę się na skrzydełkach do nieba, ale i są te chwile kiedy ktoś, coś podcina mi te skrzydełka i szybko spadam ku ziemi. Jest wiele smutnych sytuacji, w których próbuje dostrzec tą iskierkę nadziei, dostrzec cząstkę szczęścia - nie przychodzi to jednak łatwo. 
Wiem dobrze, że wiele razy to ja sama - tak ja! -  robiłam sobie pod górkę i dalej czasami robię, może i nie świadomie, lecz po czasie orientuję się, że to moje chore myślenie do tego doprowadza. Dzięki komuś tam u góry otaczają mnie ludzie, którzy potrafią doprowadzić mnie do parteru. To Wam Kochani dziękuje. 
Piszą do mnie czasem osoby których nie znam, a mimo to interesują ich losy Zuzi. Ich uwagi, komentarze,ogólnie słowa są równie ważne. Patrzą na to troszeczkę inaczej niż ja, moja rodzina czy znajomi. Obserwują to całkiem z boku, patrząc bardziej trzeźwym okiem niż moje. Wam Kochaniu również dziękuje.
Osoby, które znam, z którymi przebywam, przebywałam, które znają mnie i Zuzę - też są z nami. Bardzo mnie cieszy kiedy do mnie dzwonicie, gdy pytacie się co z Małą i czy ja daję sobie radę. W wielu chwilach Wasze wsparcie jest bardzo cenne! Wierze, że już niebawem nasze dzieciaczki będą razem bawić sie w Chackies, na placu zabaw itd. Również dziękuje!
Staram się być silną i samowystarczalną , taką osobą raczej jestem. Jednak czasami trzeba się złamać,  docenić wiele spraw, odłożyć siłę i honor na bok i ponieść się chwili.
  




Przed nami cewnikowanie (pierwsza poważna decyzja). Nadal czekamy na przyjęcie do szpitala. Jutro będę dzwonić, bo z miejscami bardzo ciężko.

Kochani tak, tak, tak powtarzam się DZIĘKUJEMY ! Za słowo,wsparcie fizyczne,psychiczne, finansowe. Za wszystko! Mam nadzieję, że nadal będziecie z nami! :*

środa, 23 listopada 2011

Kasownik...

Kasownik - inaczej nazwać się tego nie da. Jeszcze kilka tygodni i Zuzia będzie mogła kasować "bileciki" :) Drugi ząbek już widoczny, ciut mniejszy od tego pierwszego. Jeden, szparka, drugi - widok idealny. Nawet gdy daję Zuzi coś do papu to już całkiem mocno potrafi ugryźć.


To już piąte spotkanie z rehabilitantem. Mówi nam, że Zuz jest dużo silniejsza, że buduję napięcie -  fakt efekty widoczne gołym okiem. Może i nie siedzi sama, może i nie raczkuje, ale z dnia na dzień jest silniejsza i bardziej kumata. Podkurcza nóżki pod brzuszek jakby chciała zacząć raczkować, ale zapomina o rączkach i tak na zmianę. Uczy się, teraz musi tylko połączyć wszystko czego się naumiała w odpowiedni sposób.
Gdy dziadki ją zagadują puszcza im oczka i cmoka, naśladuje. Powtarza tylko to co potrafi robić dobrze. Minki jej są przesłodkie :*

Nadal czekamy na telefon z Łodzi. Jeżeli dziś jeszcze nie zadzwonili to pewnie dopiero w przyszłym tygodniu. Chciałabym już mieć to za sobą, być po cewniku, wiedzieć czy da się coś zrobić i to zrobić! A tak niestety troszkę się to w czasie odwleka.

Dodatkowo mam kontakt z dziewczynami z oddziału. Wszyscy już wrócili do domu, po operacji, po badaniach, albo tak jak my żeby odpocząć i wrócić. Jedni się wyleczyli i są na dobrej drodze żeby szybko wrócić na oddział, inny znowu już nie muszą wracać i żyją sobie swoim życiem, a u innych sytuacja się pogorszyła. Madzia mama Fifiego podrywacza - niestety wrócili do szpitala bo stan małego się pogorszył. Wierzymy Madziu, że gorzej być nie może! Mały się pozbiera raz dwa..! Mocno w to wierzymy! Bądźcie silni! :*

piątek, 18 listopada 2011

Biedroneczki są w kropeczki...kąpanko i łódzki telefon....

Dzisiaj zadzwoniłam tak jak się umówiliśmy z prowadzącym. Szkoda tylko, że o godzinie 12 już go nie było. W sumie dowiedziałam się tyle, że mam zadzwonić w poniedziałek, bo pan doktor najwidoczniej o nas zapomniał jak powiedziała sekretarka :D

Prezentem dnia była biedronkowa biedronka, prezent od babci Tyni. Zuz jeszcze nie siedzi, choć przy małej pomocy doskonale sobie radzi. Biedronkowa biedrona nawet ma melodyjkę w sobie ... ;)



Babcia i Zuza lubią się dokarmiać. Babcia wciska małej co tylko się da, a niech jej dupka rośnie... i rośnie.


Wiadomo Zuzia z dnia na dzień jest bardziej kumata. Uśmiecha się częściej i to z byle powodu, gada po swojemu, ogląda nadal rączki, nóżki i wszystko co ma w zasięgu wzroku, wkłada sobie flipsy do buzi -  nie wiem czy już pisałam, ale Zuzi wychodzi drugi ząbek. Teraz będzie wyglądać jak mały kasownik :) zmierzając do tego co chciałam napisać... Mała uwielbia się kąpać i relaksować podczas kąpieli. Nie brak przy tym głupich min, głupich ruchów. 





poniedziałek, 14 listopada 2011

Zuza i Zakopane...

Tak, tak... i kolejne miejsce które Zuz zobaczyła. W sobotę wieczorem pojechaliśmy sobie do Zakopanego. W ciemno bez noclegu  itd...Znaleźliśmy hotel, wszyscy się wyspali - szczególnie Zuz gdyż spała na takim duuużym łóżku, że nic jej prawie nie ograniczało, więc miała pełną swobodę ;)) Jak nigdy przespała calusieńką noc, może tylko 3 razy w nocy popłakała...Rano zeszliśmy sobie na śniadanko, szyneczki, paróweczki, serki, jogurciki itd...Zuz zjadła swoją dawkę i znowu zasnęła. Przed 12 wyjechaliśmy z hotelu, żeby pochodzić sobie po Krupówkach. Niestety na chodzenie z Zuzem po górach się nie przygotowałam, brak kurtki, obuwia, nosidełka ;) tak więc tylko spacerek. Obeszliśmy Krupówki z 5 razy góra, dół, góra, dół. Nie mogło zabraknąć Oscypka z grilla z żórawiną - Zuz też poczuła czym jest góralski ser ;) Chodząc tak góra-dół szukaliśmy miejsca z dobrymi zapiekankami, nie udało się. Zamiast zapiekanki PizzaHut :) prawie to samo ;d Zebraliśmy się do domu troszkę wcześnie z obawy na korki. Wiadomo długi weekend każdy chce wrócić do domu. Mimo niecnego planu :) (była piękna słoneczna pogoda myśleliśmy, że ludzie zostaną dłużej) korki nas nie ominęły, droga później była całkiem przyjemna w miarę płynna. Wyjechaliśmy chyba coś po 15 w domu byliśmy koło18.30, a Zuz co robiła?! SPAŁA ;) całą drogę.


Dziś odwiedziła nas Ciocia Kasiasta :) kochamy tą Kasiastą. Jak zawsze pierdzielenie o dupce marynie...Ale powiem, że dziś przeszła wszelkie oczekiwania. Kaś zaskoczyłaś mnie!:D A myślałam, że znam ją na wylot.. a jednak nie ;)

W weekend ominął nas ślub Mareckiego i Oli... Kochani raz jeszcze wszystkiego lepszego:) I szykujcie się na ten tydzień... Idziemy na spacerek!! :)


No to Tyle.... na dzisiaj.. Już nic ciekawego się raczej nie wydarzy.

piątek, 11 listopada 2011

nareszcie w domu !



W poniedziałek (7.11.2011) wypuścili nas do domu. Nikt nie ma pojęcia jakim szczęściem jest wyjście do domu po 19 dobach spędzonych w czterech ścianach. Może inaczej by było gdyby przez te dni było wykonane cewnikowanie, a tak tylko echo, badanie krwi, moczu, kału i tak w koło. W piątek lekarz przekazał nam informacje, że wyniki badań z krwi są złe choć po jej stanie nie widać tego. Miała dostać antybiotyk dożylnie. Założyli jej wenflon specjalnie na tą okazje. O 15 lekarze rozeszli się do domu. Koło godziny 22 poszłam do zabiegowego, żeby zapytać się co z tym antybiotykiem. Co się okazało lekarka dyżurująca wycofała dożylny, a droga miała zostać do soboty. W sobotę rano odwiedziła nas dyżurująca i powiedziała, że prowadzący usłyszał wyniki przez telefon, a gdy ona dostała papierki na biurko okazało się, że są lepsze niż poprzednie. Pomyłki się zdarzają. Na szczęście w niedziele przyszedł mój ulubiony lekarz (rezydent) który w końcu wyciągną Zuzulowi ten wenflon.
W poniedziałek przyszedł do nas prowadzący z prof Moll i powiedzieli, że dzisiaj się pożegnamy niech Zuz zregeneruje sobie siły po infekcji i po antybiotyku i że zobaczymy się za 2 tygodnie jak wszystko będzie dobrze. Wczoraj zadzwoniłam i rozmawiałam z lekarzem. Kolejny telefon mam wykonać w piątek i wtedy będą myśleć kiedy ją znowu przyjąć. Teraz to chyba wszystko pójdzie z górki.
Zuzuś w domu czuję się świetnie. Śmieję się, turla i bawi. Dzisiaj mamy zamiar wyjść na dłuuuuuższy spacerek do parku :), a w weekend może wpadniemy do Krakowa, a może Zakopanego?! Wyjdzie w praniu..:)




Wczoraj byłyśmy na Dniu Patrona w Siemianowickim Centrum Kultury z ciocią Agą i Betiną. Doceniamy to wydarzenie po tym jak już sami nie możemy brać w nim udziału. Jakże miło patrzało się na młodszych kolegów, którzy przeżywali dosłownie to samo co my xxx lat do tylu ;) Jednak największym szoł był jak co roku występ nauczycieli... Kolorowych jarmarków...(dodam, że wychowawcą był prof Balon :D)... baloników na druciku...la la la...Zuzi najbardziej podobały się światełka...:D pan Balon, pan Paździor i pani Przybyła robią największą furorę co roku na Dniu Patrona...bardzo fajni ludzie oj bardzo. Było miło ale się skończyło. Mam nadzieję, że gdy Zuz podrośnie i będzie bardziej kumata zabiorę ją ze sobą i poopowiadam jej jak to kiedyś było...

buziaki :*

poniedziałek, 7 listopada 2011

{*} Prawdziwa Mała Dama Zuzia {*}

Dziś żegnamy się z Damą :( Pamiętam gdy 19 października przyjęli nas na oddział, a po korytarzu szła szczuplutka długowłosa czarnula z mała laleczką na rękach.Zuza Dama zawsze trzymała rączkę w taki sposób, że  100% dama nie dosięgała jej do pięt. Nie da się tego opisać. Ci którzy choć raz ją widzieli też będą mieć taki właśnie obraz przed oczyma. Miała sondę taką samą jak moja Pierdziołka ale przyklejoną w weselszy sposób ( do czoła ) na który ja nie wpadłam. Wyglądała jak mały słonik z tą sondą. Słoniki podobno przynoszą szczęście?! Dla mamy, babci i wielu innych bliższych lub mniej bliższych osób była szczęściem prze wielkie "eS".
Niby nie znałyśmy się dobrze, ale tu na oddziale każda mama  przechodzi gehennę. Pamiętam jak siedziałyśmy na stołówce, mała Dama u cioci Wery na kolanach, rozglądała się tymi wielkimi oczętami. Piękna mała blondyneczka o hipnotyzujących oczkach. Mama Damy to szalona kobiecinka, która starała się zapomnieć ( jak każda z nas ), że jej dzieciątko jest ciężko chore...Każdy dzień na kardiologi jest niezbadany, każdy zabieg, każda operacja, każda chwila na POPie, na Intensywnej może skończyć się źle. My mamy chorych dzieci wiemy, że może spotkać nas najgorsze. Jednak zawsze myślimy, a może bardziej mamy nadzieję, że nas to ominie. 
Na oddziale było głośno o pogrzebie Damy, wiele osób chciało się pojawić. Niestety my mamy musimy siedzieć w tej szpitalnej klatce, pracownicy tak samo. Będziemy myślami z Wami! Zuza nie była tutaj tydzień czy dwa. Szpital był po części jej domem, spędziła tu jak się nie mylę 7 miesięcy, sama w październiku skończyła roczek. Starali się Zuzi zapewnić namiastkę prawdziwego domu, prawdziwego dzieciństwa. Dostawała zabawki, miała swoją własną izolatkę nr 26 (w której jesteśmy teraz my). Szkoda tylko, że nie miała okazji spędzić tego dzieciństwa na wolności. Zuziu Aniołku - ciocia Dominika zawsze będzie o Tobie wspominać z wielkim uśmiechem i dumą! [*]





Poczekam na ziemi,Ty w niebie
nie wiem jak długa ma droga do Ciebie
Wiem,że umierać nie będę się bała
po kolorowej tęczy przyjdę...
wiem,że będziesz czekała!
Poznamy się obie bez słowa
to co los nam odebrał
zaczniemy od nowa
Już się nie modlę,nie proszę
bunt serce rozdziera
Ty!który rządzisz światem
spraw tylko tyle
oby ta wieczność moja 
to były dla Niej chwile!
                       - Ola Groticka

Funeral Blues
W. H. Auden

Niech staną zegary
Zamilkną telefony
Dajcie psu kość
Niech nie szczeka, niech śpi najedzony.

Niech milczą fortepiany
I w miękkiej werbli ciszy
Wynieście trumnę
Niech przyjdą żałobnicy

Niech głośno łkając samolot pod chmury się wzbije
I kreśli na niebie napis “On nie żyje!”
Włóżcie żałobne wstążki na białe szyje gołębi ulicznych
Policjanci na skrzyżowaniach niech noszą czarne rękawiczki.

W nim miałem moją północ, południe i zachód i wschód
Niedzielny odpoczynek i codzienny trud.
Jasność dnia i mrok nocy, moje słowa i śpiew
Miłość, myślałem, będzie trwała wiecznie,

Myliłem się.
Nie potrzeba już gwiazd – zgaście wszystkie – do końca
Zdejmijcie z nieba Księżyc i rozmontujcie słońce
Wylejcie wodę z morza, odbierzcie drzewom cień
Teraz już nigdy na nic nie przydadzą się.

niedziela, 6 listopada 2011

dziś niedziela, kolejna 19 doba w szpitalu...

Siedząc w izolatce idzie oszaleć. Nie widzi się ludzi, nie ma z kim porozmawiać. Dziś pojechała do domu moja mama. Powiem wam, że fajnie jak ktoś przyjeżdża, odciąga mnie na chwile od moich obowiązków. Mogę pospać godzinę dłużej, zregenerować się itd.


Dodatkowym  "odchamieniem" są wieczorne rozmowy z mamami. Dzieci śpią (Zuza rzadko), a mamy opowiadają dziwne historie. Tyle się przewija różnych ludzi, z różnymi problemami, z różnymi wadami, z różna sytuacją życiową, że czasem chce się zamknąć oczy i przenieść w inny bardziej kolorowy świat. Wszystkie oddziałowe Ciotki z którymi już się jakoś zżyłam, starają się choć na chwile zapomnieć o problemach, pogadać o głupotach i się pośmiać.


Kolejną sprawą jest to, że już po raz enty wiem, że chore dzieci mają wspaniałych rodziców. Wiem, że byle kto nie dostanie cudownego dzieciątka przy którym trzeba się bardziej poświęcić. Mamo Cudownego Dzieciątka! Pamiętaj co Ciocia Dominika mówi! Gorzej być nie może ;) teraz może być tylko lepiej o wiele lepiej. Nic nie dzieję się bez przyczyny. Ktoś nas wybrał, abyśmy mogli pokazać naszym wyjątkowym dzieciaczkom jak wspaniałe jest życie, że każda chwila którą nam dano jest najwspanialszą na świecie. Często oglądam sobie zdjęcia i filmiki Zuzy i tak sobie myślę, że ci którzy przepowiedzieli jej tylko pół roku powinni oglądać je razem ze mną. Gdy Zuza urośnie pokaże jej wszystkie filmiki i o każdym opowiem. Tak samo i Wy będziecie mogli pokazać i poopowiadać jak to kiedyś było jak byłeś taki mały :).


Uf... w tych czterech ścianach ma się wiele dziwnych myśli. Człowiek głupieje! Dlatego chcemy już iść do domu, wyjść na spacer, podziwiać wszystko co tylko możliwe! Oby ten dzień nastąpił we wtorek:)







"Matki niepełnosprawnych dzieci są jak pelikany, które potrafią rozerwać pierś i karmić pisklę własnym sercem. Poświęcają dzieciom całą energię. Pelikan po takiej ofierze umiera. W matce umierają ambicje, ona umiera dla społeczeństwa"
                                                                                            - Jarosław Warzecha


I taki kolejny tekst, który chyba zamieszczany jest na większości blogów mam dzieci niepełnosprawnych :



Czy zapytaliście się kiedyś siebie w jaki sposób Pan Bóg wybiera matki 
Niepełnosprawnych Dzieci ? 

Postaraj się wyobrazić sobie Boga, który daje wskazówki swym aniołom zapisującym wszystko w swej olbrzymiej księdze.
-Małecka Maria - syn. Święty patron-Mateusz
-Kurkowiak Barbara - córka. Patronka - Święta Cecylia
-Michalewska Janina - bliźniaki - Święty patron..... niech będzie Gerard.
-Wreszcie - mówi do Anioła z uśmiechem jakieś imię:- Tej damy Dziecko Niepełnosprawne.A na to ciekawski anioł:
- Dlaczego właśnie tej, Panie? Jest taka szczęśliwa.
- Właśnie tylko dlatego - mówi uśmiechnięty Bóg.
- Czy mógłbym powierzyć chore dziecko kobiecie, która nie wie czym jest radość? Byłoby to okrutne.
- Ale czy będzie miała cierpliwość? Pyta anioł .
- Nie chcę, aby miała nazbyt dużo cierpliwości, bo utonęłaby w morzu łez, roztkliwiając się nad sobą i nad swoim bólem. 
A tak, jak jej tylko przejdzie szok i bunt, będzie potrafiła sobie ze wszystkim poradzić.
-Panie, wydaje mi się, że ta kobieta nie wierzy nawet w Ciebie.
Bóg uśmiechnął się:
- To nieważne. Mogę temu przeciwdziałać. Ta kobieta jest doskonała. Posiada w sobie właściwą ilość egoizmu.
Anioł nie mógł uwierzyć własnym uszom.
- Egoizmu? Czyżby egoizm był cnotą? 
Bóg przytaknął.
- Jeśli nie będzie potrafiła od czasu do czasu rozłączyć się ze swym dzieckiem, nie da sobie nigdy rady. Tak, taka właśnie ma być kobieta, którą obdaruję dzieckiem dalekim od doskonałości. Kobieta, która teraz nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że kiedyś będą jej tego zazdrościć.
Nigdy nie będzie pewna żadnego słowa. Nigdy nie będzie ufała żadnemu swemu krokowi. Ale, kiedy jej dziecko powie po raz pierwszy MAMO , uświadomi sobie cud, którego doświadczyła. Widząc drzewo, zachód słońca lub niewidome dziecko, będzie potrafiła bardziej niż ktokolwiek inny dostrzec moją moc.
Pozwolę jej, aby widziała rzeczy tak jasno, jak ja sam widzę (ciemnotę, okrucieństwo, uprzedzenia ),i pomogę jej ,aby potrafiła wzbić się ponad nie. Nigdy nie będzie samotna. Będę przy niej w każdej minucie i w każdym dniu jej życia, bo to ona w tak troskliwy sposób wykonuje swoją pracę, jakby była wciąż przy mnie.
-A Święty patron? zapytał anioł, trzymając zawieszone w powietrzu gotowe do pisania pióro.
Bóg uśmiechnął się
-Wystarczy jej Lustro.
(Bruno Ferrero)


sobota, 5 listopada 2011

Witajcie w Holandii...Zuza nadal gorączkuje...

Już kilka dobrych miesięcy temu trafiłam na bardzo fajny blog.Blog mamy Kuby - aniołka, który odszedł w 2006 roku, a mimo tego mama nadal umieszcza posty. W taki sposób informuje synka co się dzieje u nich w rodzince. Bardzo często wracam do ich bloga. Dlatego pozwolę sobie wkleić coś co bardzo często czytam..

A więc jest to tak:
Oczekiwanie na przyjście dziecka na świat można porównać do planowania wspaniałej, wymarzonej podróży do Włoch. Kupujesz wtedy mnóstwo przewodników i piszesz cudowny plan. Zobaczysz Koloseum, posąg Dawida, popłyniesz wenecką gondolą. To wszystko jest bardzo ekscytujące. Po miesiącach przygotowań nadchodzi wreszcie ten wymarzony dzień, pakujesz bagaże i… ruszasz w drogę.
Kilka godzin później samolot ląduje, a stewardesa wchodząc na pokład mówi: „Witajcie w Holandii”. 
- W Holandii? – mówisz – Co to znaczy? Przecież chciałam lecieć do Włoch, powinnam być teraz we Włoszech, całe życie marzyłam, aby zwiedzić Włochy! – Nastąpiła niespodziewana zmiana planów. Wylądowali Państwo w Holandii i musicie tu już zostać. Nie ma powrotu.
Zatem musisz tu wysiąść, kupić nowe podręczniki, nauczyć się całkiem nowego języka. Ale z drugiej strony, spotkasz tu ludzi, których w innym przypadku nie miałabyś możliwości poznać.
Fakt, to całkiem nowe miejsce. Z pewnością inne niż Włochy, może mniej atrakcyjne i pociągające, ale gdy już tu jesteś, wciągniesz pierwszy haust powietrza i rozejrzysz się dookoła zaczniesz nagle zauważać, że w Holandii są oryginalne wiatraki, rosną łany przepięknych tulipanów i że to z Holandii, a nie z Włoch pochodzi Rembrandt.
Gdy inni, których znasz będą wyjeżdżać i wracać z „twoich” wymarzonych Włoch, ty przez resztę życia będziesz mówić: „Tak, to tam właśnie miałam pojechać, tam planowałam być”. I żal z tym związany pewnie nigdy nie minie gdyż utrata marzeń jest najbardziej bolesna.
Lecz jeśli spędzisz całe życie, opłakując fakt, że nie dane Ci było dotrzeć do Włoch, nie dostrzeżesz w pełni, jak pięknym krajem może być Holandia.

Źródło: Tekst ten napisała Emily Pearl Kingsley, matka chłopca z zespołem Downa. Od urodzenia poddawała syna wszechstronnej rehabilitacji, sama stworzyła cały szereg ćwiczeń usprawniających, a efekty, jakie osiągnęła, wzbudziły podziw i uznanie specjalistów.


Uwielbiam takie teksty...Moja "Holandia" jest dużo piękniejsza niż jakiekolwiek inne "państwo" i za nic w świecie bym z niego nie "wyjechała".

A co do tej naszej "Holandii" cały czas gorączkuje. Miałyśmy nadzieję, że w piątek pozwolą nam wyjść i zbić ja w domu. Tu jest jak w saunie ciepło, mało świeżego powietrza, mnóstwo infekcji itd. W domu wiadomo nie dość, że swojsko to przede wszystkim warunki do których Zuz jest przyzwyczajona. W piątek rozmawialiśmy z prowadzącym, na szybko zrobili badania krwi żeby sprawdzić czy jest jakaś infekcja. Okazało się, że wyniki są gorsze od ostatnich i nie ma mowy o jakimkolwiek wyjściu do domu. Kolejna droga (wenflon), kolejny antybiotyk dożylnie- podobno silniejszy. I czekanie do wtorku do badań kontrolnych. Gdyby były spadkowe wypuścili by nas na lekach doustnych. Więc czekamy do wtorku.
Wczoraj gdy weszłam do zabiegowego okazało się, że dożylny antybiotyk został wycofany przez doktor dyżurna , a droga ma zostać do soboty popołudniu. Troszkę nie wiedziałam co mam zrobić, skoro miało być dożylnie czemu jest doustnie?! Dziś rano przyszła pani doktor i powiedziała, że faktem było to, że powinna dostawać dożylnie antybiotyk. Prowadzący przekazał jej wieści o złych wynikach, ta zadzwoniła do laboratorium podobno 2 razy bo dostała inne wyniki niż te o których wiedziała od prowadzącego. Podobno były lepsze od ostatnich więc nie jest potrzebny dożylny antybiotyk... już zgłupiałam. Pewnie posiedzimy teraz przez to dłużej. Mogliśmy wyjść wczoraj na 2-3 tyg i wrócić na cewnikowanie, a teraz znowu się wszystko wydłuży. Praktycznie siedzimy już 18 dni, Zuz jest po Echu, i na antybiotyku nic się nie da zrobić póki ma temperaturę... Chciałabym wyjść w poniedziałek wyleczyć małą sama. Wiem, że powrót do domu wyszedł by jej tylko na dobre.. Zobaczymy w poniedziałek...






AAAa i jeszcze się przypomniało.. Poznałam tu w szpitalu świetną silną kobietę. Mamę Prawdziwej Damy Zuzi-aniołka ( † 30.10.2011 † ), która na jednym z portali umieściła taki oto tekst : 


Bowiem każdego dnia wraz z dobrodziejstwami słońca Bóg obdarza nas chwilą, która jest w stanie zmienić to wszystko, co jest przyczyną naszych nieszczęść. I każdego dnia udajemy, że nie dostrzegamy tej chwili, że ona wcale nie istnieje. Wmawiamy sobie z uporem, że dzień dzisiejszy podobny jest do wczorajszego i do tego, co ma dopiero nadejść. Ale człowiek uważny na dzień, w którym żyje, bez trudu odkrywa magiczną chwilę. Może być ona ukryta w tej porannej porze, kiedy przekręcamy klucz w zamku, w przestrzeni ciszy, która zapada po wieczerzy, w tysiącach i jednej rzeczy, które wydaja się nam takie same. Ten moment istnieje naprawdę, to chwila, w której spływa na nas cała siła gwiazd i pozwala nam czynić cuda. Tylko niekiedy szczęście bywa darem, najczęściej trzeba o nie walczyć. Magiczna chwila dnia pomaga nam dokonywać zmian, sprawia, iż ruszamy na poszukiwanie naszych marzeń. I choć przyjdzie nam cierpieć, choć pojawią się trudności, to wszystko jest jednak ulotne i nie pozostawi po sobie śladu, a z czasem będziemy mogli spojrzeć wstecz z dumą i wiarą w nas samych.
Biada temu, kto nie podjął ryzyka. Co prawda nie zazna nigdy smaku rozczarowań i utraconych złudzeń, nie będzie cierpiał jak ci, którzy pragną spełnić swoje marzenia, ale kiedy spojrzy za siebie – bowiem zawsze dogania nas przeszłość – usłyszy głos własnego sumienia: „A co uczyniłeś z cudami, którymi Pan Bóg obsiał dni twoje? Co uczyniłeś z talentem, który powierzył ci Mistrz? Zakopałeś te dary głęboko w ziemi, gdyż bałeś się je utracić. I teraz została ci jedynie pewność, że zmarnowałeś własne życie.”
Biada temu, kto usłyszy te słowa. Bo uwierzył w cuda, dopiero gdy magiczne chwile życia odeszły na zawsze.



Dokładnie! Cała prawda! I my podejmiemy ryzyko, żeby Zuzi było jak najłatwiej..!



czwartek, 3 listopada 2011

izolatka...

Przenieśli nas  wczoraj do izolatki... Nie jest źle bo mogę być z Zuzią cały czas:), może dzięki temu odizolowaniu Małej się polepszy i zniknie ta pierońska temperatura. Dzisiaj znowu jej mierzyłam 38,1. Raz spada do 36.7, później znowu rośnie...Pobierali Zuzie wczoraj krew kolejny raz... jeszcze badanie siku i kupy. Tak mi się jakoś wydaje, że w tym tygodniu cewnikowania nie będzie. Uwielbiam ten hotel. Chciałabym móc wyjść z małą na spacer, na powietrze, a tak jesteśmy uwięzione w czterech ścianach.


W piątek przyjedzie babcia Tynie z Jureczkiem. Zuza pewnie się ucieszy, lubi gdy babcia ją faszeruje jedzeniem, gdy jej fałszuje, i gdy z nią rozmawia...Tak tak Tyniu :* Dziadek pewnie będzie tylko na chwilunie bo w sobotę musi iść do pracy. Co byśmy zrobiły bez tych Kępiontek ?!


W izolatce jak w Egipcie. Ciepło, wręcz upalnie. Mimo pootwieranych okien gotujemy się z Zulkiem. Mała ma wypieki od temperatury, mniej je, a co do lekarstw to prawdziwa wojna. Marudnik z niej straszny ostatnimi czasy. Mamy w pokoju "różowego kadilaka" bez niego uspanie Zuzi jest zupełnie niemożliwe .




Już się nie mogę doczekać tego cewnikowania, mam nadzieje, że dzięki niemu dowiemy się lepszych rzeczy. Obiecuję Zuziu, że już niebawem będziemy sobie razem spacerować po parku! Kocham nad życie:*

wtorek, 1 listopada 2011

Sto lat Kępinko :* + inne gratisy..:)

Zaczynamy od lepszych tematów. Czyli nasza Kępinkowa Babcia Tynia ma dzisiaj swoje 18te urodzinki:* Z ich okazji Kepineczko żyj nam 100000 lat albo i dłużej...(to sobie mamuniu wybrałaś dzień w którym się urodziłaś!:* )




Dodatkowo chcę się z Wami podzielić takim zabobonkiem który mam nadzieje stanie na wysokości zadania i będzie tak jak być powinno. Mianowicie chodzi o 5 zł ;) Babcia Halinka gdy tylko dowiedziała się, że Zuzol jest chora powiedziała mi " Domcia sprzedaj mi Zuzię". Ja oczywiście w szoku jak można sprzedać własne dzieciątko powiedziałam " absolutnie, że nie!". Jednak Halinka wytłumaczyła mi o co chodzi, że jej mama wykupiła kiedyś dwoje dzieci, które tak jak Zuza niby miały szybko odejść. I co?! I żyją do dziś, już jako dorosłe osoby... Więc każda wiara jest dobra...


Zuz ostatnio miała się nie ciekawie. Katar, temperatura...Wczoraj już było lepiej aż tu nagle po kąpieli mały rzyguś, potem drugi i trzeci. W nocy podobno było okej tylko siostry musiały ja bujać w wózku. Dzisiaj wydaje mi się, że jest lepiej już wygląda na prawie zdrową - nie licząc charczenia w nosku. Wczoraj spotkała mnie prof. Moll i mówiła, że była u Zuzi, że już wygląda lepiej. W środę mają jej zrobić badania kontrolne, krzyżówki itd. Czwartek, piątek będziemy miały cewnikowanie - prawdopodobnie. Nadal się boję! Mimo,że to tylko zabieg, a może aż zabieg. Jest tu na oddziale maleńka Hania która urodziła się z jednym płuckiem i tak jak Zuz ma nadciśnienie płucne. Hania już po cewniku i ma się całkiem dobrze. Więc skoro mała dziewczyna z jednym płuckiem dała rade i Zuzol da!


Nie lubię szpitali! Szczególnie w takie dni jak dziś. Nudno, nic się nie dzieje, taka wegetacja w oczekiwaniu na środę w której coś już będą z mała robić! Oby wszystko się ułożyło! 
Aaa i prawdopodobnie Zuz jest ubezpieczona tzn jest. Kwestia tylko czy wszystkie papiery nam tutaj uznają :) chociaż troszkę się układa, a nie tak jak zazwyczaj wszystko pod górkę.