.

Image Map

poniedziałek, 18 lipca 2016

Dwa miesiące w ciągłym biegu.... ;) i najdłuższy wpis ever...

Nasz pobyt w Polandii tym razem rozpoczęłyśmy przyjemnościami. Razem z najlepszym przyjacielem ever stwierdziliśmy, że odwiedzimy Wisłę. Nigdy tam nie byłyśmy dłużej, zawsze szybko szybko. Nawet nie wiedziałam, że można spać na "Poczcie". Mieliśmy pokoik tuż nad Pocztą. W Wiśle znajdują się miniatury różnych zamków między innymi miniatura Wawelu ;) wykonane są one z kolorowych kamyczków i szkiełek. Nie które nic a nic nie przypominają ;) dopiero po tabliczce dowiadywaliśmy się co to niby jest ;)  






Przez Wisłę , przepływa rzeka o tej samej nazwie, która przyniosła nam wszystkim ulgę w ten upalny dzień ;) Wujcio podawał Zuzi kamyczki, a ta wdzięcznie wrzucała je do wody! O tak! Ta zabawa jest najlepsza od wieków ;d Gdziekolwiek się nie znajdziemy, a są kamyczki, Zuzia znika w zabawie ;)











Popołudniowa ulewa nie popsuła nam szyków. Spacer po deszczu jest najwspanialszy! <3 I pyszne jedzonko jakie serwowali mmmniam......




Widok z pocztowego pokoju na skocznie w Wiśle.


Z Wisły następnego dnia mieliśmy wyruszyć do Szczyrku. Lecz w drodze Zuzia zasnęła i postanowiliśmy zrobić objazdową wycieczkę. Dojechaliśmy do Żywca. Piękny, urokliwy ryneczek, przepyszne frytki i mohito. Aż chciało się tam zostać.



Często gęsto Zuzia "zajada" swoje włoski, już  nie tylko traktuje je jak pędzelek ;) Kreatywność dzieci nie zna granic... a ty matka później rozczesuj to co posklejane ;d



Z rynku na spacer po parku...



Idąc do parku spotkaliśmy "cośka" całkiem sporo razem z Matim obstawialiśmy co to przedstawia... może krowa? może kozioł?... Panowie podeszli do nas z zapytaniem kogo owe coś przestawia :D I to był kozioł :) Dostaliśmy odblaski kilka smyczy do kluczy... chłopaki reklamowali nową skocznie :) Zuzia jak widać ciekawska była co to za stwór ...



Miniatury były i w Żywcu.







Obok miniatur znajdował się piękny pałac Habsburgów który można było troszeczkę zwiedzić.






Na zdjęciu poniżej księżna Maria Krystyna Altenburg, która zamieszkiwała część pałacu. Przez władze komunistyczne została zmuszona do opuszczenia kraju. Po powrocie do kraju władze Żywca wyznaczyły jej kawałek pałacu w którym mieszkała i zmarła w 2012. Pan który pilnował obiektu opowiedział nam kilka historyjek odnośnie miejsca w jakim jesteśmy.






Zuza i jej giętkość. Duży paluch w ustach to nic trudnego, tak jak czesanie włosów stopami!  W parku Zuzi najbardziej podobał się stawik oczu nie mogła oderwać. Gdyby była uwolniona to jestem pewna, że już siedziała by w wodzie.






Do domu wracać się nie chciało, więc ciąg dalszy objazdowej wycieczki. Bielsko-Biała i Szyndzielnia tego dnia były nasze!:D Wjazd kolejką na Szyndzielnię, gdzie mało co było widać bo pogoda nam się popsuła  i tak sprawił nam wiele radości.


Dla udokumentowania, że w góry to tylko w japonkach.... a tak serio to nie był najlepszy pomysł, śmigać w tym obuwiu po mokrych kamieniach :D




Na szczycie ... czas na odpoczynek ... hahhahahahah





Najpiękniej podana herbata! <3 i jedne ze smaczniejszych pierogów na wyjściu...:) Polecamy jedzonko w Schronisku na Szyndzielni.



Jakby czas się zatrzymał....







Po przyjemnościach czas na ciężką prace. W Zabajce pierwszy dzień był cieplutki i nawet była okazja na mała kąpiel.  Tym razem mieszkałyśmy w tzw "budach" domkach letniskowych i było całkiem przyjemnie. Mieliśmy swoją mafiję osiedlową, było opalanie, leniuchowanie.




W wolnej chwili wybrałyśmy się gdzieś gdzie coś się działo i nie było za daleko od Złotowa - Człuchów zwiedziliśmy od strony Mini Zoo. Myślałyśmy, że te Zoo to tylko jedna strona, za drugim rogiem kryło się więcej atrakcji. Zwierzątek też mieli sporo strusie, wielbłądy, lwy, zebry , żubry...




Nasza mała Mafia Turnusowa <3



- bo matka nie dała mi loda!!! łeeee łeee!!


A po lodzie humor lepszy :)






Zuzia na  tle Mańka <3 Pięknie wykonane zwierzaczki. Sierść miały cudowną ;p i wyglądały jak prawdziwe.


- Martynka nie dotykaj mnie! Nie, nie, nie, nie chce!


- o jaaa mam czapkę i  nie oddam!


- no dobra masz Martynko...


- no tak już lepiej..

Dziewczyny bez słów porozumiewają się najlepiej....





Wygibasów ciąg dalszy. Po co poduszka jak dobrze odpoczywa się na własnej nodze :p






Po spacerku w Człuchowie pojechałyśmy na obiad do Chojnic.


A w Zabajce turnus trwał i dla urozmaicenia może było pomalować kredą :D chwilowe zajęcie, które szybko się znudziło ;)







Nasza piękna wanienka w naszej " budzie" mała, ciasna, ale z ciepłą wodą! ;D Cały nasz domek był ciasny, wąskie przejścia i ciężko było się poruszać z Zuzia na rękach. Bo ta mała psitocha nie zawsze miała ochotę chodzić!


Kolejną wolną chwilę spędziłyśmy na zwiedzeniu Zamku w Malborku. Dużo nie zobaczyłyśmy bo nie bardzo przystosowane miejsce pod wózki, ale co zrobić. W tamtych czasach niepełnosprawni nie bujali się po zamkach :D a jak już to mieli od tego ludzi, którzy ich wnosili. Niestety nie dało się nikogo wypożyczyć do przeniesienia naszych dzieci. Jednak tyle ile udało nam się zobaczyć musi nam wystarczyć. Pogoda dopisała więc nie mamy co narzekać :) Zamek powala swoją wielkością.























Dużo pracy i wysiłku kosztowało ludzi odbudowanie zamku. Warto jednak było zainwestować i przywrócić do życia tak duży kawał historii.







Pan który tworzył lizaki stworzył też jednego specjalnie dla nas ! <3 o smaku marakui :)









I powrót do codzienności . Noc w " budzie" dzień na ciężkich zajęciach. Nie zawsze chciała współpracować, nie obyło się bez złości i nerwów, krzyków i płaczu. Co jednak zrobić, skoro po każdym takim turnusie Zuzia robi kroczek do przodu.


Na zajęciach u Cioci Ani Jot;) ciężko walczę. Urwać kawałek plasteliny i rozsmarować go na kartce to nie lada wyczyn przy Zuzi foszkach ;)




Światełkowo z ciocią Karoliną. Odpinanie klamerek idzie mi już lepiej niż na poprzednim turnusie, choć ciągle muszę doskonalić tą umiejętność.


Zwiewanie za to wychodzi mi idealnie! Bez krzyków czy płaczu . Raz dwa i zwiewam!


Jedne z lepszych zajęć logopedycznych jakie mieliśmy ciocia Kasia sprawdziła się idealnie w tej roli i bardzo pod pasowała Zuzi. Bardzo ciekawie prowadziła zajęcia. Mimo iż odbywały się one dość późno Zuzia była bardzo skupiona.





I impreza nam się też trafiła. Jedna z dziewczynek na turnusie obchodziła swoje urodzinki. Każde dziecko miało szanse na rozwalenie piniaty z cukierasami ;) Zuzia też :)


U cioci Anety nie ma lekko. Zuzia potrzebuje mocnych doznań i takie też ciocia jej funduje. Nie ma powolnego bujania, jest za to torpeda- bomba. Im mocniej tym weselej!



A u naszej Krysi bywało różnie raz lepiej raz gorzej. Jednak dzięki wytrwałości i powtarzaniu pewnych ćwiczeń Zuzia dziś potrafi (oczywiście jeżeli ma na to ochotę) wejść po schodach na nóżkach trzymając się jedną ręką :)




Schody, zjeżdżalnia i przeszkody i tak w koło...



Oaza spokoju ta nasza ciocia. Paulinka ma metodę na Zuzię i idzie jej to idealnie. Pełen relaks.


Tutaj mogę przejechać 3 km...ale tylko z tabletem!  ;)


Iha ha..! Koniki z wujem Pawełkiem . Szaleni ludzie pracują przy koniach ;) Uwielbiamy ich poczucie humoru ...:D no i dziękujemy Romanowi, że był tak łaskaw by wozić Zuzi dupkę.





Ah ten wujo Paweł muzykoterapia z nim to bajka. Szał ciał i wygibasy! Wirtuoz cymbałkowy rośnie!








- serio Krysiu nie gadaj!

Mina Zuzi mówi sama za siebie jak dobre relacje łączą ją z terapeutką.








I z Pawełkiem kolejny raz...


Mówiłam już jak bardzo Zuzi lubi mocniejsze doznania? Jazda na koniu po płaskim terenie to dla niej pikuś, za to uwielbia górki ! Tyle radości jej to daje!








Bańkowo- kulkowo u cioci Anety. I mocne bujanki na huśtawce czyli to co Zu uwielbia! <3









I Krysiowo ! Walczymy dalej!





Ciocia Asia pozawala na wygłupy dlatego lubimy strasznie pająka. Skakanie na gumkach to i mama by chciała wypróbować. Może innym razem :D Żeby jednak nie było, że u cioci tylko wygłupki. Ciężko pracujemy  też!





Szpagaty w powietrzy? Kto jej zabroni... aż czasami można pozazdrościć tego gumowego ciałka ;)



I z ciocią Karolcią nie ma  żartów. No dobra czasem są, ale tylko gdy robota jest skończona! :D




A po całych 2 tygodniach ciężkiej pracy przyszedł czas na odpoczynek. Wieczorkiem dojechaliśmy na nasze wakacje. Na spacerku udało nam się zobaczyć piękny zachód słońca.








Chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe. Zuzia zawsze tak robi, ciężko jej zjeść coś z paczki czy talerza. Z podłogi smakuje najlepiej...
Ciągle uczymy się jak jeść. Ostatnimi czasy nawet jej to wychodziło. Nawet obiad potrafi zjeść sama widelcem! Jeżeli oczywiście tylko chce, bo gdy zaczyna się irytować to w nosie ma sztućce i wtedy najfajniej je się rękoma.






Plaża w Jastrzębiej Górze plus zejście- podjazd dodam, że cholernie stromy ;/ i ponad 150 schodów ;) ale plażyczka zacna.





Uwolnij ją, a w sekundę zwieje do wody! :D










Brakło jej łopatki więc stworzyła sobie coś na wzór. Japonką też można kopać i to jeszcze jak!






Kolejny dzień i kolejna przygoda. Padło na Hel. Oj ten Hel. Raj na ziemi. Piękne plaże i piękne lasy! Spacerkiem po porcie i szybkie przepłynięcie plus odpoczynek na plaży tego nam było trzeba.







Z Zuzia na statku było wesoło, strasznie jej się podobało! Zacieszała co chwilka. Miło było się przepłynąć i posłuchać ciekawych opowieści o wrakach, o rezydencji prezydenta i o marynarce która tam cumowała.









Nie byliśmy do końca przygotowani na plażowanie ale mimo wszystko każdy był zadowolony! Miło było bez pośpiechu chwilkę odpocząć na plaży. Wsłuchać się w szum fal...







Nie ma to jak tulasek z mamą. Musze przyznać, że od jakiegoś czasu Zuzia jeszcze częściej się tula! I w końcu mogę stwierdzić, że jest to świadome! I że sprawia jej to tyle samo radości co mi! <3 Kocham tego małego Zmrolka nad życie! Choć czasem daje mi w kość to jeden tulasek i jestem zrobiona na miekko <3






Piegowaty selfuś :) Nie miał kto robić zdjęć to sobie sama selfika zrobiłam! Ot co!







Dzięki rodzince Kamińskich już nie musieliśmy dreptać hektarów do plaży, albo schodzić po 1000 schodów czy po stromych podjazdach. Szybki spacerek przez las i już plaża. Kolejny dzień błogiego lenistwa na plaży w Jastrzębiej.


Zuzia bardzo polubiła swój gigantyczny basen! I dla mnie było łatwiej przynieść w nim wodę :) Mała rzecz a jak cieszy ...







Po plażowaniu czas na kolejny spacer przy zachodzie słońca... Można by było być tam codziennie, a widok nigdy by się nie znudził...




Najdalej wysunięty punkt na północ i my tam też byliśmy! ;)


Zmęczenie materiału  ;)


Słona woda mi nie straszna tak samo jak piasek! Śliczności moje <3







Rewia mody we Władysławowie! Majtki na głowę raz!



Każdy wie, że ja jak i Zuzia kochamy frytki w każdej postaci! <3



Walka z kołem!









Po plażowanku - grilowanko. Mieliśmy piękny domek, a przy domku plac zabaw i miejsce na grilla.


Co ma być to będzie misiu idzie wszędzie. I zjeżdżał,i jadł piasek, co ten biedak z Zuzia przeszedł wie tylko on! Najlepszy funfel!







Zuzia upatrzyła sobie schody które na pierwszy rzut oka wydają się mało bezpieczne. Poradziła sobie z nimi bez większego problemu. Wręcz polubiła je na tyle, żeby dziennie wdrapywać się po kilka razy na górę tylko po to by móc położyć na chwilkę głowę.






Kolejny raz na Helu. Tym razem zwiedzanie zaczęliśmy od latarni...





Spacerkiem przeszliśmy się trasą w okół której były pozostałości po czasach wojennych. Szlak wokół Helskich fortyfikacji budził mieszane uczucia. Jakie życie wtedy musiało być ciężkie. Dzisiejsze problemy są jakby niczym do tych które ludzie mieli w tamtych czasach. Nie chciałabym być na ich miejscu. Skrajne uczucia od zachwytu po przerażenie.












Przyjemniejsza część zwiedzania - w stronę cypla...




Uwielbiam to miejsce chciałabym tam jeszcze wrócić !! Koniec Polski - Cypel Helski.













Wystawa wozów wojskowych. Chłopaki przywieźli cały sprzęt z Bielska jak się nie mylę. Dużo różnego rodzaju pojazdów. Wojna to najgorsze zło! Oby nie było nam dane przeżyć tego jeszcze raz...









Turbina, a właściwie to co z niej zostało ;)




Zwiedziliśmy Muzeum Helu jak i Muzeum Obrony Wybrzeża. Każde z nich ma w sobie coś magicznego, każdy powinien poczuć co się kryje w tych murach.



Bunkier został przekształcony w muzeum, w którym pokazują nam jak wyglądało życie w czasie wojny lub krótko przed i po niej.




























Komu, komu bo idę do domu! przepyszne mięsko i szparagi z roku 1945 lub wcześniej!























I pożegnanie z morzem... strasznie było nam miło spędzając czas w takim towarzystwie! Oby częściej!




Najlepsza zabawa posypać nogę mamy piaskiem i zrobić jej suchy peeling . Bolało ;)











Wujo Marcin wykopał mi dziurę, żebym mogła się zakopać. To ci Zuzia. Siedzenie w dziurze też sprawia jej radość ;) Niszczenie babek stawianych przez wuja też robiło furorę.








Matka poszła dać nura do wody, a Zuzia co? Sadzi drzewka ;O Czasami tak nie wiele, aby zająć dziecko na bitą godzinę ;)



Po plażowaniu kolejny raz grill tym razem pożegnalny... pobawiliśmy się do 20tej i później droga około 600 km. Zuzia strasznie nie lubi butów i nie ma na nią sposobu. Sznurówki zawiązane na supełek też na dłuższą metę jej nie zatrzymają . Moja bosa Stopeczka ;*







Tak spędziliśmy pięknie tydzień. Bardzo obie tego potrzebowałyśmy. Myślę, że przydałby się kolejny tydzień, a czułybyśmy się jeszcze bardziej wypoczęte.
W domu u dziadków też się nie nudziła.. kilka razy dziennie w baseniku, polewanie głowy i picie wody to było wszystko na porządku dziennym!


Potrafię sama jeść loda ! To też duży wyczyn dla mojej pierdziołki.









Ah ten dziadek!
- tutaj sroczka kaszkę gotowała....
Zuzia bardzo lubi gdy dziadek całą uwagę poświęca własnie jej. Ciągnie go za włosy i uszy. Razem się wygłupiają, oglądają i usypiają. Taki dziadek to skarb :)



Ucieczek ciąg dalszy...


Morze mamy daleko, choć pod nosem kilka zbiorników wodnych takich jak Pogoria III. Polubiłyśmy ostatnio to miejsce i kilka razy byłyśmy tam poleniuchować jak i pojeździć na rolkach. No i żeby nie było misio też musi zaliczyć wodę...

























AAAAA jeszcze mieliśmy gości. Odwiedził nas mój braciszek z żonką i dziećmi. Spędziliśmy ten dzień w Wesołym Miasteczku - ubaw po pachy. Zuzia czekała na swoją rodzinkę.













Po raz kolejny wjazd na Szyndzielnię w innym składzie bo z Kamińskimi i z inna pogodą i tak było pięknie....



Z babusią kochaną.... nie ma to jak ciągłe tulaski!
























Po Szyndzielni padł pomysł co by pojechać na jezioro Żywieckie. Póżniej dojechaliśmy na górę Żar ale dojechaliśmy do tego momentu i mały spacerosik, wspinaczka po schodach zaliczone. Widoki piękniaste. Dodatkowo spotkałam tam koleżankę z osiedla, która prowadzi Willę pod Skrzydłami, piękne miejsce na spędzenie urlopu tuż przy jeziorze.:D Nie wiedziałam z 15 lat taki zbieg okoliczności. Na Facebooku można znaleźć ją ->TU. Jakby ktoś chciał odpocząć to polecam ;)







I w ostatni dzień przed wylotem udało nam się ustalić spotkanie w Uniwerytecie Medycznym we Wrocławiu. Cel przyjazdu by jeden załatwić Zuzi płytkę stymulującą dzięki której miała by nauczyć się funkcjonować z zamkniętą buzią. O ile lżej by było i o ile mniej infekcji by przez to było. Tak więc z samego rana zapakowałyśmy się do samochodu i w drogę  bo przed nami 200 km, Dojechałyśmy, trafiłyśmy i chwile poczekałyśmy by dowiedzieć się, że Zuzia załapie się na program tylko, że za krótko jesteśmy w kraju żeby wyrobili się ze stworzeniem takiego urządzenia. Wracamy tam 15 września, a 22 września mamy już płytkę odebrać. Ciekawe tylko czy Zuzia da sobie ją założyć. Gdy byliśmy w gabinecie obok był 2 letni chłopiec który właśnie przyjechał na odebranie płytki. Płakał i nie dał sobie jej zainstalować. Gryzł ją nawet i lekarz stwierdził, że to jeszcze nie jest odpowiedni czas i chłopiec musi lekko dojrzeć, może to być za pół roku, za rok nikt tego nie wie. Oby nam się udało za pierwszym razem.
Nasza koleżanka jeszcze z Irlandii mieszka we Wrocławiu więc miałyśmy idealną okazje żeby się spotkać ;) zjedliśmy pyszne frytasy, odwiedziliśmy jeszcze jedna zespołową mamę i na sam koniec przespacerowaliśmy się na rynku wrocławskim. Piękne miasto, piękne budowle... na pewno wrócimy tam nie raz.. a teraz będzie ku temu okazja :)



Zuzia bardzo nieufnie podchodzi do dotykania zwierzątek. Stara się być jednak przy tym delikatna co czasu oczywiście. Szarpnąć za sierść też potrafi. Na kozie się nie udało ;d ale i tak zainteresowanie wzbudziła. 



















Liczymy paluszki , dziadek Jurek tak jej zawsze pokazuje ;) i załapała!








Most Tumski inaczej zwany Mostem Zakochanych na którym wisi mnóstwo kłódek :) to taka polska wersja Mostu Karola ;) Zuza z zaciekawieniem patrzała co to tam wisi...może i my zrobimy taka kłódkę i zawiesimy ja na moście...









I tak o to zakończył się nasz pobyt w Polsce. Prawie dwa miesiące wojaży i ciężkiej pracy, która miejmy nadzieje zaowocuje. Nie udało się zrealizować wszystkich planów jak to bywa czasu brakło i kasiorki, która to rozchodzi się za szybko. Nadrobimy! Chciałabym któregoś razu na spokojnie pojechać do Polski bez żadnych obowiązków, ale to już chyba nierealne ;) Kolejny turnus już we rześniu! <3