.

Image Map

sobota, 18 marca 2017

kilka miesięcy w jednym poście...

Zaczniemy od początku, czyli od czasu kolejnego Zuziowego napadu. Siedziałyśmy z Zuzią w domu, ta z lekkim katarem zasnęła. Mała powtórka z rozrywki, zaczęło się od głośnego, nierównomiernego oddechu, poprzez lekkie bezdechy. Zadzwoniłam po karetkę i przetransportowali nas do szpitala. Tysiące pytań najpierw panowie z karetki, pielęgniarka, jeden lekarz i kolejny. Zu miała już taki napad kilka miesięcy wcześniej i to wtedy byłam spanikowana. Teraz lekko wiedziałam z czym to się je więc i spokojniejsza była moja głowa i spokojniej mogłam wytlumaczyć co się z małą dzieje. Ostatnio gdy miałyśmy taki atak Zu od razu dostała adrenalinkę w inhalacji i sterydy. Po kilku minutach jak ręką odjął. Tym razem było całkiem podobnie. Gdy byłyśmy na sali segregacji przyszedł do nas anestezjolog zebrał wywiad i poszedł. Po nim przyszła starsza pani która też była anestezjologiem tradycyjnie wywiad co i jak i na koniec poważna rozmowa. Była bardzo delikatna w dobieraniu słów. Powiedziała, że musimy podjąc decyzję na przyszłość odnośnie ratowania Zuzi. Chodziło jej o intubację. Podobno jest nikła szansa  żeby intubacja pomogła w najgorszym przypadku. Oni woleli by nie robić nic - w razie potrzeby reanimować i czekać. I to na mnie spoczywa podjęcie decyzji czy chce na siłę wtedy ją intubować, żeby utrzymać ja przy życiu. Dała mi czas, powiedziała, że może będę musiała podjąć tą decyzje jeszcze dzisiejszej nocy, i że takie napady będą częstsze. Zostawiła nawet swój domowy numer telefonu i powiedziała, że jak coś się bedzie dziać mają dzwonić. Ja w myślach mówiłam sobie " nie, nie będziemy Cie dziś potrzebować!"  Myślałam, że puszczą nas do domu, ale jak to w szpitalu bywa jedną noc na obserwacji muszą zatrzymać. Zuzia pół nocy wojowała bo w końcu oddech się unormował i adrenalina zrobiła swoje, a gdy już padła wędrowała po łóżku. Oczywiście los matki w szpitalu to mega katorga, co chwilę pielęgniarki sprawdzały temperaturę i saturację i mimo iż starały się być bezszelestne budziły. Tak jak już pisałam myślałam, że następnego dnia nas wypuszczą jakże się myliłam. Po wizycie pani doktor stwierdziła, że jeszcze nie jest tak jak powinno i dalej mamy podawać antybiotyk i kolejna noc na obserwacji. Przyjechałyśmy w sobotę, a w domu byłyśmy w poniedziałek do południa. W sumie bardzo się bałam, że nas nie wypuszczą bo w czwartek miałyśmy lecieć do Niemiec. Wiadomo jednak zdrowie ważniejsze! Po konsultacji z panią lekarką dostałyśmy pozwolenie na lot.











Po traumatycznych szpitalnych przeżyciach nastał czas przyjemnej podróży. Za zgodą lekarza i wizualnie zdrową Zuzią ruszyłyśmy autokarem z Cork do Dublina żeby tam przesiąść się na samolot do Kolonii. Dla Zuzi to co innego niż jazda samochodem, tu była wolna jak ptak- nawet potrafiła spać na siedząco. Cały dzień dał się nam we znaki. Na lotnisku w Köln czekali nasi wybawiciele! <3  





Ciężko będzie opisać to tak jak było, bo działo się tak dużo, że szok.Całą szaloną rodzinkę znam już 16 lat jak się okazało. Zawsze z nimi czułam się jak u siebie, a i Zuzia teraz jest jej częścią. Tego samego dnia dojechała do nas druga połowa rodzinki Babcia Ela z wujem Maćkiem. Wszyscy mieliśmy dość tego dnia choć w oczach można było wyczytać, że wszyscy cieszymy się, że w końcu jesteśmy razem.Brakowało jedynie naszej Babuni Tereni i Wandzi i dziadka Jureczka do tego szalonego kompletu. Prezenty na stół, przygotowania do Wigilii pełną parą. Było bardzo rodzinnie. Każdy najedzony czekał na prezenty! Najlepszym odpakowaczem była Zuzia. Targała wszystko jak idzie! <3








W Niemczech wszystko działo się baaardzo szybko. Drzwi w domu się nie zamykały, poznałyśmy ciekawych i mega sympatycznych ludzi za którymi już tęsknimy. Ciocia Lulu była okupowana przez Zu cały czas. Jak tu jej nie lubić  gdy cały czas Zu była głaskana, miziana. Nawet z ciocią Justynką jej śpiewały i klaskały, żeby tylko Zuz czuła się dobrze - a czuła się wyśmienicie! To były jedne z lepszych świat! Mega ciepło, mega rodzinnie prawie jak za czasów gdy żył mój dziadek, a święta na wsi były wielkim wydarzeniem gdzie zjeżdżała się cała rodzina. Gdyby każdy dzień mógłby być taki jak wtedy ah... tęsknimy za Wami wszystkimi ;( (choć niebawem się zobaczymy mam nadzieję!)






Czas na kąpiel to do tej pory ulubiona rozrywka Zuzi - poza tabletem oczywiście i jej ukochanym misiem. jednym z prezentów jaki dostała i świetnie sprawdził się w wodzie była świecąca kula zmieniająca kolory. Nawet my starzy mieliśmy ubaw! Gdy Zu ma w wodzie piane, miseczki i łyżkę może siedzieć w wannie godzinami.

                                         





Wierny przyjaciel Lucky i mało zainteresowana Zuzia. Choć był moment, że młoda rzucała mu zabawkę, ale Lucky był dla niej za wolny i szybko go olała. ;) Tylko od czasu do czasu zaczepiała go ciągnąc za sierść.


To co piękne szybko się kończy tydzień jak z bicza strzelił. Jeden dzień na Śląsku z Kępinkami i w drodze do Złotowa na turnus z małym przystankiem na Sylwester.  Po przyjemnościach przyszła kolej na ciężką prace i wcale nie było łatwo ! Wręcz powiedziałabym, że chwilami przypominało to niezły plac bitwy! ;) Niestety takie uroki aby żyło się łatwiej trzeba się napracować. Efekty są widoczne gołym okiem zaraz jak tylko wracamy do domu. Ja widzę je jakby mniej z racji, że to Zuzia ze mną jest 24/dobę, ale całe nasze otoczenie zauważa zmiany. Jak co turnus to samo.
  • Muzykoterapia z wujem Pawełkiem









  • Konik na zmianę wujo Paweł i wujo Błażej

  • Kineza z ciocią Krysią 
                         


                       







  • Pająk  (słoneczko) z naszym nowym wujem Hubertem - muszę powiedzieć, że jak na pierwszy raz poradził sobie świetnie! znalazł metodę na Zuzę i pracowało im się zdaję się bardzo dobrze ;)






  • Stymulacja wielozmysłowa z ciocią Anetką i mocne doznania! Bo my nie jesteśmy takie lelum polelum im więcej się dzieje tym więcej radości.












  • Terapia ręki z wujem czarodziejem Łukaszem





W przerwie między zajęciami odwiedziła nas szkoła muzyczna. Dzieciaki pięknie grały na instrumentach i śpiewały kolędy. Najbardziej Zuzi podobali jej się chłopcy grający na saksofonach. Widziała jak dmuchają w ustnik i sama wkładała palucha i udawała, że dmucha - ja tam się uśmiałam.





Znowu z Krysią naszą. Zuzia jak i inne dzieci najwięcej czasu spędzała na kinezie. Codziennie po 45min. Z Krysią Zuzia bardzo dobrze współpracuje choć i tak za każdym razem stara się ją przetestować i ugrać łatwiejsze ćwiczenia. Z racji, że komunikacja Zuzi jest licha ciężko od niej wyegzekwować cokolwiek. Obie panie jednak dają sobie świetnie razem.








Widok z za okna pokojowego. Pięknie jest tak obserwować każdą zmianę z godziny na godzinę zimą jezioro wygląda inaczej .



  • Terapia zajęciowa z ciocią Dorotką 






  • Hipoterapia z wujem Błażejem 




 Po turnusie był w drodze powrotnej razem z naszą postrzeloną ciotką Aśką pojechałyśmy na szybką kawę do Gorzowa bo stęskniłyśmy się za ciotka Gosią. Po kawie zobaczyć Dżizusa od przodu bo widziałyśmy go tylko tyłem jadąc autostradą i już stamtąd prosto na Śląsk.


Nawet mieliśmy chwilę, żeby z dziadkami wyskoczyć na sanki. Zuzia miała radochę dziadki w sumie lekko się spociły hehe ale czego się nie robi dla wnusi ;) Patrząc na te fotki przypominam sobie jak to ja byłam takim bąblem i rodzice ciągali mnie na sankach. Oh to były czasy , to były zimy.













Cztery pokolenia wybrały się też nad morze. Miałyśmy piękny apartament na dachu którego można było podziwiać widoki.  Morze zimą ma swój urok!



Zuzia jak zawsze w żywiole. Ciężko z nią o porządek, ale to jest nie istotne ważne żeby była szczęśliwa.


Spacerkiem baaaardzo wolnym z racji, że nasza babcia Wandzia już wiekowa zwiedzaliśmy Międzyzdroje. Już nie pamiętam kiedy ostatnio spacerowałam w takim mrozie! :D Zuzi to w niczym nie przeszkadzało spała jak susełek! <3






Wybudzona, nie dospana nawet gofra nie miała ochoty jeść! Mimo wrzasku i nerwów kocham ją nad życie! <3


Historia z misiem jest bardzo znacząca. Dianka córka naszej cioci Justynki z Niemiec obdarowała Zuzie owym misiem. Zuzia od razu znalazła w nim przyjaciela, a Diana nie wahając się dała jej go sama od siebie. Dodając tylko żeby misiu pisał jej od czasu do czasu listy. Nie żeby złapało mnie to za serduszko. <3 Misia Zuzia uwielbiała, ale jak to Zuzia dla zabawy wyrzucała i znowu się nim bawiła do czasu :( Miś zgubiony :(













Na "naszym" tarasie Zu w sekundę wymknęła się ze swojego powozu i zwiedzała zakamarki.












Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. Najstarsza z najmłodszą ucięły sobie drzemkę. Jak miło się na nie patrzało.


Czas w Polsce leciał tak szybko, że nie zdążyłam się obejrzeć i już wracałyśmy do naszej kochanej Irlandii. Nie było wcale łatwo. Dużo musiałam zostawić za sobą, żeby zacząć znowu żyć ;) jak to zawsze po powrotach ciężko było się zebrać i zajęło to ponad miesiąc. Wracając na dobry tor fundowałyśmy sobie spacerki i wyjazdy w okoliczne miejsca. Irlandia to nasz dom !I tu będzie toczyła się większa część naszego życia.

Był i zamek Króla Jana w Limerick z długim spacerem, deszczykiem i tęczą. Czyli z wszystkim tym co Irlandia może zafundować w marcu/lutym ;)














Najbardziej zainteresowana turystka świata <3










Spacerki z ciocią Jagodzianką w pojedynkę lub z Zuzią plus geocaching nowa mini zajawka! Dotleniony mózg o wiele lepiej funkcjonuje, a dodatkowo kupa śmiechu w odpowiednim towarzystwie też nastraja pozytywnie ;)









I Zuzia w swoim żywiole! Po szkole, przed szkołą itd. Jak ma dobry humor to od razu lepiej się żyje! :)




I kolejne spacerki wyjazdowe. Plaża w Youghal to jedna z fajniejszych w okolicy. Dodatkowo zrobili piękny deptak idealny na wózek. Był i z nami nasz zagubiony misiu :( tęsknimy za nim...














Kolejny wyjazdowy spacerniak z ciotką Karoliną i Brunistym. Pozwiedzane, pobawione, pojedzone... Bardzo lubimy tam być!












Plac zabaw to i obowiązkowo huśtawka ! Zuzia sama ciągnie do niej żeby tylko ją posadzić. Kolejnym super miejscem na placu jest zjeżdżalnia i ciuchcia . Za każdym razem jak tam jesteśmy musi zaliczyć te 3 rzeczy.






W lutym 21 obchodziłam swoje ostatnie dwa z przodu. Czas ucieka! Od Bruna dostałam piękną laurkę która mnie urzekła. Wystroił się na spotkanie ze mną krawat z muszką plus marynara, przystajniacha mały ! Na kartce oczywiście ciocia za kierownicą i Bruno. Karolina i Zuzia są z drugiej strony!  hehe i drzewa są bo jak jedziemy to je widać! Historia normalnie petarda! Bardzo miło .... cóż więcej dodać mam hehe.


To by było na tyle... do następnego buziakujemy <3