.

Image Map

czwartek, 27 października 2011

Wahanie, decyzja, rozczarowanie...

Wczoraj był straszny dzień...z rana udało mi się złapać profesor Moll i powiedzieć jej, że wyrażamy zgodę na cewnikowanie. Dostałam od prowadzącego ' zgodę na wykonanie zabiegu' z którą udałam się do doktorów którzy wykonują cewnikowanie. Doskonale wiedziałam, że muszą mi powiedzieć jakie zagrożenie wiąże się z tym zabiegiem, ale to było dla mnie za wiele. Fakt, że po cewnikowaniu dziecko jest podłączone do respiratora tak długo jak będzie to potrzebne i albo serducho podejmie akcję albo i nie...są przypadki w których dzieci już nie wracają do mam.. choć podobno zdarzają się bardzo rzadko jednak w przypadku Zuzy ryzyko, że coś się stanie jest większe przez nadciśnienie płucne.
Po rozmowie z doktorami załamałam się! Powiedziałam, że to za duże ryzyko, że wole ją mieć przy sobie i sprawdzać co i jak się zmienia. Myślałam jak egoistka - bałam się, że mogę ją stracić.
Chciałam porozmawiać z prof. Moll. Gdy czekałam pod jej biurem podszedł do mnie prowadzący i jeszcze raz wszytko wytłumaczył, jednak myśl o niepowodzeniu ciągle była ze mną. Prof. Moll była zajęta więc nie miałam okazji z nią porozmawiać.
Kilka godzin później przypadkiem natknęłam się na prof. Moll zapytała ' już wszystko jasne tak?' , ja skinęłam głową, że niestety nie..:( Podeszła na chwilkę bo z tej kobiety to taki struś pędziwiatr:) pełno jej wszędzie. Cud dziewczyna. Wytłumaczyła, że zdarzają się przypadki kończące się śmiercią ale ich jest niewiele, wszystko zależy od dzieciątka. Mówiła też, że ludzie umierają od aspiryny i mimo wszystko ją stosują. Z moich ust padło pytanie " a Profesor co by zrobiła gdyby to chodziło o jej dzieciątko?". Odpowiedz nie była jedno znaczna oczywiście - oni nie mogą nam mówić co mamy zrobić. Jednak stwierdziła, że lepiej wiedzieć. Gdy cewnikowanie się uda i okaże się, że już nic nie da się zrobić cała rodzina będzie żyła z czystym sumieniem i cieszyła się każdą chwilą. Gdyby okazało się, że można jeszcze coś zrobić oni by to zrobili, a gdyby cewnikowanie nie powiodło się wiadomo...
W nocy coś koło 2.15 zadzwoniły do mnie pielęgniarki, że zapraszają mnie do Zuzi. Przyszłam lecz ona spała - nie rozumiałam dlaczego mnie wezwały. Co się okazało do 3 miała dostać ostatni posiłek bo prawdopodobnie dziś będzie cewnikowanie, a dzieciątko musi być na czczo. Dałam jej papu i poszłam spać. Rano zadzwoniła do mnie Aga (mama Michasia który leżał obok Zuzy) i mówi, że Zuz ma katar itd. Przyszłam więc do niej po chwili. Dziurki z noska zaklejone zielono-żółtym glutkiem, lewe oko całe sklejone ropką. Wiadome było, że cewnika dziś nie będzie. Do poniedziałku Zuz dostaje dożylnie antybiotyk, ma inhalację. Pobyt się nam każdego dnia wydłuża.
Jakby było mało zrobiło się strasznie pusto. Aga z Michasiem wyszli, Aga i Piotr z Gosią również i jesteśmy same. Cicho tu strasznie. Mam nadzieję, że uda nam się kiedyś spotkać w weselszej sytuacji. Kochani dużo zdrówka dla naszych pociech, siły i wytrwałości dla rodziców...:*