.

Image Map

niedziela, 8 czerwca 2014

Wycieczkowo! Czyli to co tygryski lubią najbardziej....

W Irlandii ostatnio mieliśmy długi weekend i piękną pogodę. Udało nam się w końcu dojechać na farmę ze znajomymi.  Pogoda była piękna gdyby nie zimny wiatr , ale w niczym nam to nie przeszkadzało. Zuz była jak to u niej bywa marudna, niedospana :) rozruszała się dopiero na huśtawce :P







Zuza ostatnio stojąc trzyma się jedną ręka i kuca, sięga po coś po czym znowu wstaje.. Na farmie chciała nakarmić osiołki kamykami ale chyba nie były głodne ;P


















Olbrzymia gra, którą Zuzia bardzo lubi zrobiła na niej chyba największe wrażenie. Jeszcze jest za mała żeby samej wkładać krążki ale mimo tego dawała sobie radę świetnie... mała cwaniara...














Z farmy pojechaliśmy prosto na plaże położoną blisko farmy. Szkoda tylko, że wiało tak mocno. Śledziki nie były w stanie utrzymać namiotu, który sam się przez to składał. Zuza była zmęczona ale wydawałoby się szczęśliwa...











I tak nam minęła cała sobota. Ciężko było odpocząć bo już w niedziele miałyśmy jechać na kolejna dwudniową wycieczkę :) Zamiast odpoczywać trzeba było się pakować... udało się spakować w miarę wszystko co potrzebne, ale jak to u nas bywa przy Zuzi trzeba było zabrać aż 3 torby, a i tak było mało. :P
Pierwszym przystankiem na naszej drodze było Killarnay. Odbywał się tam Bike Fest czyli pokaz motorów. Oj co za egzemplarze tam były oj oj. Największa frajdę Zuzi dawały przejażdżki na karuzelach i chopsanie na linkach. Poznaliśmy też bardzo sympatyczną rodzinkę z która spędziliśmy troszkę czasu.























Gdy nam dupki zgłodniały miła rodzinka powiedziała, że nie daleko jest fajna knajpka z dobrym jedzeniem. Długo się nie zastanawiałyśmy i pojechałyśmy do The Phoenix  klimat pierwsza klasa, jedzenie mistrzostwo ! jeżeli będziemy kiedyś w okolicy pojedziemy tam na 100%.










Z bajecznej restauracji i magicznego ogrodu pora było pożegnać się ze znajomymi i znaleźć nasze miejsce noclegowe. Po lekkiej pomyłce trafiliśmy na tamtejszego farmera, który starał się wyjaśnić jak jechać. Jak to ciotka powiedziała miał akcent warszawsko-białostocko-irlandzki :) czyli mega ciężki do zrozumienia. Zuza zasnęła już podczas drogi i nie obudziła się przy przenoszeniu. Spała ponad 12 h i następnego dnia już z lepszym humorkiem zwiedzała zakątki Irlandii :)


Pobudka rano i znowu w drogę. W planie tym razem Oceanarium w Dingle i Aquapark w Tralee :) . Rano zjedliśmy pyszne śniadanko przygotowane przez Ciocię. Miałyśmy troszkę czasu więc postanowiłyśmy pojechać na Inch Beach ( plaża)  Zuz przespacerowała się chwilkę po plaży, pobawiła chwilę w piasku i pózniej matka uwięziła ją znowu w wózku. Szybka kawa i jak to już bywa nas Polaków można spotkać wszędzie :) i w kawiarence na plaży też! Zuza od dawien dawna jest chusteczkowym wąsaczem. Żeby chwile usiedziała jej pupka w miejsu wystarczy ją czymś zająć w tym przypadku była to jedna jedyna nawilżana chusteczka. Czyściła okienka i robiła wąsy jami jami....









Z Inch pędziłyśmy w stronę Dingle gdzie już czekali na nas znajomi :). Pierwsze co to w Dingle weszliśmy do oceanarium. Jak za pierwszym razem tak i teraz Zuzi najbardziej podobała się pingwinowa sala i Kidzone, gdzie mogła się bawić grającymi zabawkami.


































Po Oceanarium pora na obiadek w miłym miejscu z niejadkami :P A w drodze do Tralee na basen podziwianie pięknych widoków..!

















Na samym końcu dzieciaki padły jak kawki!:D


To tyle z naszych wycieczkowych wojaży długoweekendowych :P Kolejne mam nadzieję, że niebawem...

Tak baardzo bardzo chciałam się pochwalić Zuziowymi wyczynami :( a nie potrafię zgrać filmików z telefonu :) jak do tego dojdę obiecuję, że dodam wszystkie na raz!:D