.

Image Map

sobota, 12 lipca 2014

Fairytale cottage - by móc poczuć się jak w bajce...

Dawno, dawno temu... za górami, za lasami , za siedmioma rzekami stoi sobie domek - jak z bajki! Droga do niego kręta i długa....ale dojechaliśmy. :) 
Dzisiaj o tym jak spędziłyśmy kilka dni w zaczarowanym miejscu :) Droga nie była usłana różami, chociaż mimo dziur i kamieni całkiem przyjemna. Gdy późnym wieczorem dotarliśmy do celu, a światła samochodu oświetliły wyłaniający się zza krzaków piękny bajkowy domek moje oczy zaświeciły się ze szczęścia i zdumienia bo lekcja historii jaką dostałam od ciotki K. uświadomiła mnie jak pięknie może być. Domek ten wybudował pan własnymi rękami. Jest baaaardzo magiczny, wyjątkowy, niepowtarzalny, cudowny. 


Q















Dla Zuzi wszystko było nowe, odnajdywała się jednak w nowym otoczeniu całkiem dobrze. Najlepszą zabawkę jaką tam znalazła bawiła się cały czas, a była to piękna , mała, drewniana kuchenka z metalowymi garneczkami....Czytanie książek też jej dobrze wychodziło - skupienie pełną gębą :P















 Udało nam się też być w kilku bardzo fajnych miejscach, po drodze widoki były również piękne. Miejscami czułam się jak małe dziecko które spędzało wakacje na wsi. Wszystko wkoło takie mało dotknięte przez człowieka, czyste i pachnące naturą.

W koło domu było tak samo magicznie jak w samym domku. Las posadzony przez M. rzeczka przy domu, pastwisko dla owieczek, kozy na sznurach. Można było beztrosko posiedzieć sobie na trawie przed domem odpocząć o zgiełku miasta nie martwiąc się o nic. Po prostu - beztroski relaks. Oczywiście dla gości beztrosko dla "ludzi lasu" (tak się ośmielę ich nazwać- bez wątpienia poradzili by sobie w każdej sytuacji) już tak beztrosko nie jest. Obowiązków mają pewnie co nie miara, a  większość tego co robią i jak robią ja osobiście nie potrafiłabym wykonać bez ich pomocy. Jestem pełna szacunku i podziwu, bo choćby im brakło prądu, brakło jedzenia w sklepie oni z pewnością nie zginą!
M. prócz zasadzenia lasu, zrobieniu dróżek, wybudowanie w sumie 3 domów mieszkalnych plus kilku szop na narzędzia i domków dla zwierząt wybudował też domek na drzewie. W lasku można znaleźć ciekawe zakamarki z huśtawkami czy jakimiś leśnymi projektami. Można by tam spędzić całe życie. Tak było nam tam fanie....
































Byliśmy na kilku wycieczkach w okolicy. Na pysznych frytkach i kawach w Scarriff. Odwiedziliśmy też szkołe Waldorwską w której pracowała ciocia K. w Taumgraney. Pomiędzy w spomianym Taumgraney a Kilaloe zatrzymałyśmy się przy jeziorku na piknik było pięknie do czasu gdy za naszymi plecami nie usiadły opiekunki z domu dla starszych i nie zaczęły kopcić papierosów i słuchać głośno radia. Przecież nie poto wychodzimy z domu żeby słuchać radia o nie nie! Miał być relaks a nie chała więc się zebrałyśmy do Kilaloe. W Kilaloe spacer i dowiedziliśmy sklep w którym można było kupić eko pierdoły począwszy od jedzenia, zabawek itd...






















Byłyśmy też na spacerze w The White Sands sympatyczne miejsce z mała plażą i pięknym lasem po którym chwilkę pospacerowałyśmy. Ciocia A. pożyczyła nam nosidło w którym Zuz już na sam koniec odleciała. Piekności moje tak jej łepek latał, że oh . Ubaw miała po pachy cały czas w nosidle fafluniła do siebie. Chyba podobała się jej pozycja w jakiej była no i oczywiście widok z góry :)





























Piknik na trawce zawsze spoko!:D I to pełne skupienie przy zakładaniu nakrętki - jak ja kocham jej miny i powagę gdy czegoś tak bardzo chce, gdy coś bardzo chce zrobić, a nie koniecznie jej to wychodzi . Moja mała Pierdziołka <3














Dwa dni i trzy noce jakie spędziliśmy w zaczarowanym domku minęły strasznie szybko. W drodze do domu postanowiłyśmy odwiedzić miejsce do którego zamierzałam wybrać się już dawno dawno temu. The Donkey Sanctuary bo o tym mowa znajduje się Liscarroll nie daleko Mallow. Jest to miejsce gdzie mieszkaja osiołki porzucone, osierocone, skrzywdzone przez bezmyślnych ludzi dorosłych jak i dzieci :( Na tablicach można znaleść przykładowe historie osiołków, które wcale nie są wesołe. Osiołków w tym rezerwacie jest multum. Starsze, młodsze, chłopcy, dziewczynki i ciężarne oślice znalazły tam swój mały kąt. Piękne w tym wszystkim jest to, że nie płaci się za wstęp, a wrzuca do skarbonki darowiznę. Nikt Cię nie wygania po godzinie 16.30 gdzie teoretycznie zamykają bramę wjazdową. Mimo że osiołki  przeszły wiele wszystko tam wydaje się takie ciepłe i serdeczne.






































Tak minął nam ostatnio cudowny wypad. :) Mam cichą nadzieję, że jeszcze kiedyś odwiedzimy te tereny :) 

Na samym końcu zawalę Was resztą zdjęć z przed wyjazdu, z uśmiechniętym ryjkiem małego szogunka. Dodatkowo Zuzia na zakończenie przedszkola dostała "swoją" książkę z pracami jakie niby wykonała w przedszkolu :) Mimo tego że tylko na kilku jest jej imię, a na reszcie imiona innych dzieci to i tak mi się podoba :D