.

Image Map

środa, 20 sierpnia 2014

West Cork, a raczej mała jego cząstka...

AaAAAA zacznę od tego, że już miałam gotowego posta i wszystko diabli wzięli bo się nie zapisało więc startuje na nowo ;d .

Kolejna przygoda za nami! Tym razem pojawiłyśmy się w West Cork. Z samego rana wyjechałyśmy w stronę Clonakilty po drodze zatrzymałyśmy się na plaży o nazwie Owenahincha jak się to czyta nie mam pojęcia :D Ciocia K. nigdy tam nie była, ale plaża przypadła jej do gustu w 100 %, tak bardzo, że odwaliła numer roku (takie małe PS już nie film z Rayanem, a owa sytuacja na plaży będzie mnie bawić do łez - nie było to wtedy takie śmieszne!!) Tak to niestety się zdarza jak skały wyrastają nie wiadomo skąd! Dobrze, że nie było to takie groźne na jakie wyglądało i nasza podróż mogła trwać dalej !! Wspominam o tym bo chce za kilka lat przypomnieć to sobie i wrócić wspomnieniami do momentu gdy zadawałaś mi dziwne pytania :)








Z jednaj plaży na drugą :P Warren Beach wyglądała pięknie po ulewie jaka przeszła nad tamtym rejonem. wszystko było świeże i takie czyste! Załapałyśmy się na rodzinne budowanie z piasku. Były tam różne dziwactwa i cuda :) Był piaskowy telefon, piaskowa ośmiornica, piaskowy potwór, piaskowa syrena i wiele innych , ale największą uwagę przyciągał rekin :D stwórca owego rekina spryskiwał go wodą jakiś czas co by nie wysechł za szybko. Zuza jakoś nie pałała energią mimo wszystko zaczęła "raczkować" z prostymi nogami i nie były to 2 kroki było ich wiele, czasami przeradzało się to w mini bieg. Była przy tym taka zabawna, że nie uwierzycie !:D  filmik jest na telefonie kiedy go zrzucę na pewno opublikuje!

















Na plaży dołączyli do nas nasi użyczacze spania :) chwilkę z nimi posiedzieliśmy i pojechałyśmy później do cioci M. na pyszną zupkę wykonaną przez ciocie K. Zabawiliśmy chwilę u ciotki M. i po obiadku śmignęliśmy cała paką trzema samochodami na jezioro . Lough Hyne bo taka była jego nazwa miało być oświetlone planktonem, niestety nie było nam dane zobaczyć tego świecącego planktonu. Za to spacer prawie, że w koło jeziora wieczorem też był bardzo przyjemny. Zuza siedziała sobie wygodnie w nosidle na plecach nie marudziła jakoś mocno :) w końcu zasnęła. Wujek F. wypatrzył gdzieś w wodzie polujące wydry - atrakcja była ? była!:D





Po spacerze czas na drzemkę:D Gdy jechaliśmy do naszej "noclegowni" wujek F. prowadził nas taka drogą, która bardzo chciałabym jechać w dzień. Niestety nie było mi to dane bo kolejnego dnia jechaliśmy w drugą stronę. Jadąc tą drogą czułam, że są przepaści tuż przy samochodzie, multum zakrętów, pod górę z górki i wszystko ciemną nocą. Za dnia musi to być pięęęęęęęęęękna droga! Następnego dnia wujek F i ciocia M zabrali nas na przechadzkę do lasu i labiryntu  nie opodal swojego domu.








Przed powrotem do domu nasi znajomi chcieli nam pokazać miejsca blisko nich takie jak magiczne kręgi w Kealkill. Zuza padła nam po drodze więc oni wszyscy poszli a my z Zuza sobie czekaliśmy :P W Bantry zaprowadzili nas do wodospadu. Chyba to był teren prywatny ale mimo tego można było tam wejść i popodziwiać. Zuza dalej spała, ale udało mi się coś zobaczyć bo na warcie z Zuza stanęła ciotka K. :D






Taka to była nasza podróż...nie pierwsza i nie ostatnia!!:D