.

Image Map

poniedziałek, 20 lipca 2015

Pięć lat minęło jak jeden dzień! Sto lat myszko :*

To pięć lat temu o 7:51 w piękny irlandzki wtorek przyszła na świat mała Zuzia. Zaskoczyła nas wszystkich i wczesnym wyskokiem i tym co ze sobą przyniosła Emotikon smile mimo tego nie wyobrazam sobie życia bez Tej Słodko-gorzkiej Pierdoly! Kocham Cię Zuzieńko najmocniej na świecie !! Życzę Ci dużo wytrwałości , efektów z Twojej ciężkiej pracy, zdrówka i szczescia , wszystkiego tego co sobie w tej małej główce ubzdurasz!!! Walcz każdego dnia i nie poddawaj sie nigdy !!! Kocham Cię mama !!! 🎈
Moja kochana pięciolatka :*























Takie te nasze urodzinki, że szkoda gadać. Zuza wymiotuje i ma biegunkę znowu jakiś wirus nam się przypałętał. Dodatkowo matka kaleka skręciła kostkę na wczorajszej wycieczce.... Żyć nie umierać - oby nasze szóste urodzinki były kolorowsze :)

Tak jak już wspomniałam wczorajsza wycieczka nie należała do tych które mogłabym nazwać udannymi. Choć Zuzia wróciła z niej cało. Matka kaleka zjechałana kamieniach i bęc - kostka skręcona. Widoki jakie miałyśmy po drodze reeeeweeeelacja! Wczoraj pojechałyśmy na tzw Ring Of Beara











I dojechaliśmy do Bamboo Parku w Glengarriff :) szkoda, że nie wzięłam nosidła bo było by więcej do zwiedzenia. Za to tam gdzie dało się tokulać powozem też było pięknie.









W tym o to domku mieszkał sobie pan który kiedyś służył u boku generała Maczka jak dobrze zapamiętałam. Urodził się w 1922 roku. I opowiedział nam wesoła historyjkę jak to pewnym ludziom zaproponował, aby zostawili wózek i poszli dalej bez niego. Ciężko było za mostkiem poruszać się z wózkiem. Na co owi ludzie zostawili wózek i poszli. Niczego nieświadom starszy były żołnierz wrócił do mieszkania. Gdy po chwili wyszedł zobaczył, że wózek stoi a w nim małe śpiące dzieciątko :D Od tamtej pory dalej proponuje pozostawienie "wagonu" jak to nazwał tylko prosi aby nie zapomnieć zabrać dziecka :) mają ludzie poczucie humoru. Z pięknego parku ruszyliśmy ku Barney Lake, gdzie kózka skręciła kosteczkę




















Droga była kręta i stroma. Oczywiście jak to w takich miejscach bywa droga szerokości jednego samochodu która była drogą dwukierunkową z limitem do 80km/h hahaha oj ... na samym szczycie jak już wracaliśmy do samochodu natknęliśmy się na turystów z niemiec. Pani koło 60 pytała się czy już kiedyś jechaliśmy tą drogą bo gdyby wiedziała jak tu się jedzie to by zawróciła (szczerze nie miała by nawet gdzie hehe) droga jak dla mnie ekstremalnie trudna ale piękna.












Już nigdzie nie dało się wyjść dlatego zostało nam tylko tzw zwiedzanie objazdowe. Każde wyjście z auta kończyło się meeega bólem. Dobrze, że Zuziula była grzeczna i nie wymagała wzmożonego zainteresowania  :D





























Taka ta nasza niefortunna wycieczka była, ale wrócimy tam jeszcze bo jest tam wiele do zobaczenia. :)

Dzień wcześniej to była sobota pojechałyśmy do Wexford zobaczyć Irish National Heritage Park (czyli park dziedzictwa narodowego Irlandii). Pogoda nam dopisała. Sam park pięknie zrobiony, chatki ze słomy po prostu powaliły mnie na kolana. Miło takie rzeczy się ogląda, a jednocześnie zastanawia się człowiek jak oni dawali radę żyć, przeżyć. Gdybym miała teraz cofnąć się w czasie chyba nie przeżyłabym długo. Mieliśmy piękne łokitoki :d z których słyszeliśmy ten tekst --->TU. Bardzo przyjemnie i z jajem opowiedziane jak to było x lat do tyłu. 
















o nieeeee matka ile jeszcze!!??








Pani przy wejściu powiedziała, że jeżeli znajdziemy złoto dostaniemy certyfikat :D udało się! Zuzia dostała swój:)  fajnie było poczuć się jak poszukiwacz!:D




Piękna kuchnia?! tak tak fotka poniżej przedstawia pomieszczenie gdzie mieściła się kuchnia. Wszystko wyglądało jak z bajki o pierwszych ludziach. Dzięki panu opowiadającemu z paletki można było poczuć się jeszcze bliżej.







Mistrz drugiego palnu :D Ciotka Jagódka :) wybacz ale musiałam!:D W wiosce morskich rzygowin :D (nie wierzyłam w to co usłyszałam z naszych paletek) tak nazywali wikingów. :)


Ciocia Dominika dała Zuziu ciacho ubaw po pachy bo wygrzebała sobie nadzienie, resztę wylizała i wyrzuciła :) ufyflolona przy tym co nie miara!:D ważne jednak, że dziecię me było szczęśliwe!






Uwaga mam łuk i nie zawaham się go użyć. Frank jak dobrze zapamiętałam bardzo przyjemny pan z którym chwilę porozmawiałam. Pracował kiedyś w Cope Foundation w tym samym gdzie Zuzia :) tylko że uczył sztuki ludzi dorosłych - po pięciu latach znudziło mu się i wrócił do Wexford :) Myślałam, że strzelanie z łuku to pryszcz. OOO jakże byłam w błędzie. Ręka bolała, ale choć czegoś się naumiałam.





W drodze powrotnej w planach była plaża. Upatrzona była jakaś plaża przy lesie, ale nie trafiliśmy więc zatrzymaliśmy się tu Curracloe. Zuzia zwana frytkożercą pięknie bawiła się na plaży. Mimo zimnego wiatru było pięknie. Usypane z piasku wydmy i dzieci które zjeżdżały na pupie bawiły mnie niezmiernie.  Idealne górki na sanki hehe












I to by było na tyle dobranoc :D