.

Image Map

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

jakoś tu cicho....

No to lecimy ! Jak vip-y wwiezione na pokład samolotu ;) Odebrane przez dziadka szofera na loozaku podążałyśmy do rodzinnego domu ;)


sobota, 18 marca 2017

kilka miesięcy w jednym poście...

Zaczniemy od początku, czyli od czasu kolejnego Zuziowego napadu. Siedziałyśmy z Zuzią w domu, ta z lekkim katarem zasnęła. Mała powtórka z rozrywki, zaczęło się od głośnego, nierównomiernego oddechu, poprzez lekkie bezdechy. Zadzwoniłam po karetkę i przetransportowali nas do szpitala. Tysiące pytań najpierw panowie z karetki, pielęgniarka, jeden lekarz i kolejny. Zu miała już taki napad kilka miesięcy wcześniej i to wtedy byłam spanikowana. Teraz lekko wiedziałam z czym to się je więc i spokojniejsza była moja głowa i spokojniej mogłam wytlumaczyć co się z małą dzieje. Ostatnio gdy miałyśmy taki atak Zu od razu dostała adrenalinkę w inhalacji i sterydy. Po kilku minutach jak ręką odjął. Tym razem było całkiem podobnie. Gdy byłyśmy na sali segregacji przyszedł do nas anestezjolog zebrał wywiad i poszedł. Po nim przyszła starsza pani która też była anestezjologiem tradycyjnie wywiad co i jak i na koniec poważna rozmowa. Była bardzo delikatna w dobieraniu słów. Powiedziała, że musimy podjąc decyzję na przyszłość odnośnie ratowania Zuzi. Chodziło jej o intubację. Podobno jest nikła szansa  żeby intubacja pomogła w najgorszym przypadku. Oni woleli by nie robić nic - w razie potrzeby reanimować i czekać. I to na mnie spoczywa podjęcie decyzji czy chce na siłę wtedy ją intubować, żeby utrzymać ja przy życiu. Dała mi czas, powiedziała, że może będę musiała podjąć tą decyzje jeszcze dzisiejszej nocy, i że takie napady będą częstsze. Zostawiła nawet swój domowy numer telefonu i powiedziała, że jak coś się bedzie dziać mają dzwonić. Ja w myślach mówiłam sobie " nie, nie będziemy Cie dziś potrzebować!"  Myślałam, że puszczą nas do domu, ale jak to w szpitalu bywa jedną noc na obserwacji muszą zatrzymać. Zuzia pół nocy wojowała bo w końcu oddech się unormował i adrenalina zrobiła swoje, a gdy już padła wędrowała po łóżku. Oczywiście los matki w szpitalu to mega katorga, co chwilę pielęgniarki sprawdzały temperaturę i saturację i mimo iż starały się być bezszelestne budziły. Tak jak już pisałam myślałam, że następnego dnia nas wypuszczą jakże się myliłam. Po wizycie pani doktor stwierdziła, że jeszcze nie jest tak jak powinno i dalej mamy podawać antybiotyk i kolejna noc na obserwacji. Przyjechałyśmy w sobotę, a w domu byłyśmy w poniedziałek do południa. W sumie bardzo się bałam, że nas nie wypuszczą bo w czwartek miałyśmy lecieć do Niemiec. Wiadomo jednak zdrowie ważniejsze! Po konsultacji z panią lekarką dostałyśmy pozwolenie na lot.


czwartek, 6 października 2016

przez długi czas ani widu ani słychu...

Kolejny dylemat jeden z wielu tak naprawdę ;) od czego zacząć... 2016 rok = 6 lat Zuzi. Miała być z nami nie 6 lat a 6 miesięcy. Jakże się lekarze pomylili. Obyś Zuziu żyła jeden dzień krócej niż mama! w szczęściu, niech miłością obdarzy Cię każdy kogo spotkasz na swej drodze! <3 Kocham Cię najmocniej na świecie Pierdzioło moja kochana!

Tym razem urodzinki w 3kę - mama, tata i Zuzia. Plac zabaw, "torcik" ze świeczką i prezenty. Czas płynie strasznie szybko! Powiedziała bym nawet, że za szybko! Gdzie te moje malutkie stopki .... Duża pannica już jest z Zu.


poniedziałek, 18 lipca 2016

Dwa miesiące w ciągłym biegu.... ;) i najdłuższy wpis ever...

Nasz pobyt w Polandii tym razem rozpoczęłyśmy przyjemnościami. Razem z najlepszym przyjacielem ever stwierdziliśmy, że odwiedzimy Wisłę. Nigdy tam nie byłyśmy dłużej, zawsze szybko szybko. Nawet nie wiedziałam, że można spać na "Poczcie". Mieliśmy pokoik tuż nad Pocztą. W Wiśle znajdują się miniatury różnych zamków między innymi miniatura Wawelu ;) wykonane są one z kolorowych kamyczków i szkiełek. Nie które nic a nic nie przypominają ;) dopiero po tabliczce dowiadywaliśmy się co to niby jest ;)  


czwartek, 12 maja 2016

Wakacjones zaliczones w połowie...

Dużo dzisiaj do opowiedzenia, aż nie wiem czy uda mi się wszystko ująć w słowach tak jak bym chciała. Ciągle namiętnie walczymy z samodzielnym jedzeniem Zuzi. Idzie to jak krew z nosa, choć nie powiem powoli małymi krokami do przodu. Ostatnio udało się samodzielnie zjeść kilka kęsów przy pomocy widelca. Było to bardzo świadome. Choć póki co Zuza nadal preferuje jedzenie rękoma. Nawet jak próbujemy dać jej coś do zjedzenia z widelca odmawia, za to jak podajemy jej to samo z ręki chętnie wcina... i weź tu zrozum kobietę?! ;)