.

Image Map

piątek, 31 maja 2013

Leahy's Open Farm <- czyli kolejny trip :)

Kolejne ziwedzanko mamy już za sobą. Tym razem zawiało nas do Dungourney gdzie można zobaczyć i nakarmić zwierzątka, cofnąć się w czasie i wyobrazić sobie jak ludzie kiedyś żyli na terenie Irlandii. Miejsce te nazywa się Leahy's Open Farm. Na wycieczkę wybraliśmy się znowu z ciocią Lidką, Matim i Kubą. Powiem Wam, że jazda z trójką dzieci na tylnym siedzeniu może być zabawna :) Gdy dojechaliśmy na miejsce pogoda wcale nie była jakaś fajna, niebo było bardzo zachmurzone i wydawałoby się, że zaraz zacznie padać. Po czasie pogoda się rozkręciła, aż nie chciało się wracać.








Na farmie nie licząc sporej ilości zwierzątek i rzeczy z dawnej epoki jest wiele miejsc gdzie dzieciaki mogą się wybiegać. Jednym z nich jest labirynt Dun's Mystery Maze - podobno jeden z większych w Irlandii - nie chwaląc się pierwsze znalazłyśmy wejście do wierzy na której był dzwon. Zuz za pierwszym razem lekko się wystraszyła dźwięku dzwonu, ale po kilku kolejnych uderzeniach już nie zwracała na niego uwagi. Po chwili pojawiła się ciocia i dzieciaki :) .



Po drodze napotkaliśmy przesłodziutką owieczkę. Mknęła do nas bardzo szybko i wydawała z siebie śmieszny dźwięk. Pewnie myślała, że mamy coś do jedzenia. Niestety obwąchała buty Zuli i tyle z jedzenia :D Nie powiem, ale Zuz nie bała się jej dotknąć i nawet robiła jej "cacy cacy". Ostatnimi czasy Zuz ma manie dotykania wszystkiego głównie jednym palcem :D Zgadnijcie którym!? Środkowym ;] na ostatnim zdjęciu z owieczką udało się to uwiecznić.




Pierdzioła dotykała myszki, nie bała się nawet węża. Dotknęła go kilka razy po czym dała do zrozumienia, że już go nie chce wypychając go z wózka. Wyglądało to bardzo zabawnie i ludzie którzy w ten czas też tam byli mieli lekki ubaw z reakcji Zuzi. W budynku gdzie znajdował się wąż było dużo różnego rodzaju ptactwa. Były kury, pawie, emu, koguty, jakieś kuraki ozdobne, bażanty itd. Największe wrażenie na Zuzi zrobiły te kolorowe :)




Z pomieszczenia z ptaszkami poszliśmy karmić kozy :) W drodze do nich minęliśmy osiołka, w sumie to duużego osła, który to wydawał z siebie swój ośli dźwięk gdy tylko widział pana od jedzenia. Małej bardzo podobało się karmienie, gdy kozy w mgnieniu oka pochłaniały pokarm z jej rączki. Miziały ją wtedy językiem :P , a co dodatkowe bodźce są dla nas jak najbardziej :D

Karmienie małpek słomką z danonkiem bezcenne :)


Świnek też nie mogło zabraknąć. Na początku wszystkie sobie smacznie spały, chwilę potem doskoczyły do biednej mamy i zabrały jej to co chciały. Widziałyśmy też knura bo to chyba był knur, ale biedak spał więc dużej atrakcji nie było :D




Ileż można oglądać zwierzątka - czas na małe rozerwanie - Rowerowe gokarty. Zuzi bardzo się podobało, a ciocia nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Sama nie wiem czy to ze mnie się śmiała czy dlatego, że Zuza w swym szpagacie latała prawo, lewo :D


Był też mały lasek , w którym szło się prawie slalomem przez co wydawał się on dużo większy  :D


Były kuce, były konie, osły, jeleń no a w tym całym zwierzyńcu nasza piąteczka :P





Na latającym talerzu dzieciaki dobrze się bawiły, a Zuz gadała do siebie i robiła swoje minki ekscytacji :p Zastanawiam się czy takiego talerza nie zamontować w domu :D rewelacja!



No i koniec tego zwiedzania. Czas na małe papu i chwila swobody na placu zabaw. Zuza uwielbia borówki więc zjadła całe opakowanie, dodatkowo ciacho i Danonka z  czekoladową Philadelphią :D pychotka.



Na placu zabaw była zjeżdżalnia. Już wiem, że Zuzol lubi z niej zjeżdżać. Tym razem było tak samo. Na początku kilka zjazdów z asekuracją, później sama zaczęła się odpychać, aż coraz mniej tej asekuracji było - mała aż chichotała. Do czasu. Na samym koniuszku zjeżdżalni Zuza wyprostowała nogi które staneły w miejscu na trawce, a pupa sama oderwała się od plastiku , no a głowa między nogami i takim oto trafem Zuz ma lekkie zadrapania po lewej stronie buzi. Podobno dziecko bez siniaka to nie dziecko więc mamy to za sobą. Chwila płaczu i powrót do radości.



Tak jak już pisałam pogoda baaardzo się poprawiła i było tak pięknie słonecznie, że na farmie można by było siedzieć cały dzień. Na trawce pełnej stokrotek znalazłyśmy miejsce dla siebie. Wpadłyśmy na pomysł zrobienia wianuszka jak za czasów dzieciństwa problemem było zakończenie wianka.. ale i z tym dałyśmy sobie z ciocią rade!:D








Ciocia z bańkami dawała radę. Jedna z na nowo pokochanych zabaw Zuziowych sprawiła uśmiech na jej małej buzi. Na sam koniec foto z Leprechaunem, który trzymał wór ze złotem ;]  To tyle z pięknego lata w Irlandii. Jutro  Dzień Dziecka więc kolejne przygody przed nami.